Sindbad Żeglarz Sindbad Żeglarz
964
BLOG

Pompa Olszewskiego, kabaret UPR – wywiad z Cz. Bieleckim

Sindbad Żeglarz Sindbad Żeglarz Polityka Obserwuj notkę 2

– Załóżmy, że byłby Pan dyktatorem i nie musiałby Pan zwracać uwagi na koalicjantów i inne przeszkody polityczne...* (zob. przypis u dołu tekstu)  

– To nie uprawiałbym w Polsce polityki! Akapit jest zamknięty.

 

– Pytanie zmierza jednak do ujawnienia Pana wizji idealnej Polski; możemy to nazwać utopią.

– Proszę pana, utopie mnie kompletnie nie interesują. Uważam, że polityka jest sztuką tworzenia rzeczy możliwych. Nie tyle mówienia o nich czy pisania – a tworzenia. Kwestia, o której tu mówię przesądza o tym, że Unia Polityki Realnej – na którą zresztą nawet głosowałem w wyborach z 1993 r. – ma swoje pismo, stworzyła swój image, ale nie umie zbudować struktur organizacyjnych i nie umie znaleźć wystarczającej liczby ludzi o stabilnych postawach. Dlatego ten nurt ideowy nie stał się nurtem politycznym. Obecnie UPR funkcjonuje jako nurt kabaretowo-intelektualny, ale z całą pewnością nie realno-polityczny. Możemy przyjąć, że „NCz!” jest pismem konserwatywno-liberalnym czy liberalno-fundamentalistycznym. Natomiast na pewno nie jest pismem, które buduje postawy działaczy UPR; gdyby tak było, to UPR byłaby znacznie silniejsza.

 

– W 1991 r. zadał Pan fundamentalne pytanie profesorowi Geremkowi: socjalizm czy kapitalizm? Jak rozumiem, miał Pan wtedy wątpliwość, którą z dróg profesor Geremek obierze. Teraz Pan takich wątpliwości nie ma?

– Szczęśliwie, profesor Geremek jest ministrem spraw zagranicznych kraju, który zbudował już znaczną część instytucji rynku i instytucji wolności. Polska, nawet kiedy była w rękach postkomunistów – nadal budowała kapitalizm. Na tym polega pozytywna strona polskich przemian, że w tej chwili wahadło może się odchylić tylko trochę. Przemiany nie są tak dynamiczne i czytelne dla społeczeństwa, jakbym tego chciał jako liberalny konserwatysta. Niemniej, posuwamy się niewątpliwie naprzód.

 

– Przed wyborami twierdził Pan, że prawica nie powinna tracić łączności ideowej z UW. Czy mógłby Pan tę kwestię rozwinąć?

– Chciałem zauważyć, że napisałem nawet książkę „Plan Akcji”, wydaną przez „Puls”, w której tak zarysowałem program i agendę działań przyszłego rządu, jakby to był rząd koalicyjny, który w istocie później powstał. Mam nadzieję, że nie oznacza to w oczach Waszej Redakcji, że byłem konstruktorem spisku. Ja jedynie sprawnie przewidywałem bieg wydarzeń, który wynikał z rankingów przedwyborczych. Było widać, że tylko AWS z UW mają arytmetyczną szansę zbudowania koalicji. Teoretycznie istniała jeszcze możliwość budowy znacznie słabszej koalicji: między UW i SLD. Jak widać, UW wybrała powrót do korzeni, a nie „historyczny kompromis”, który mógłby kosztować utratę prawa do sierpniowego etosu – już na wieczność.

 

– Przejdźmy zatem do zagadnień związanych z etosami. Pan uważa, że dekomunizacja jest potrzebna dla stworzenia autentycznego podziału na lewicę i prawicę. Dzisiejszy podział jest bowiem fałszywy.

– Tak, fałszywy.

 

– Wyłania się zatem pytanie, do czego jest Panu potrzebna autentyczna lewica (oczyszczona z komunistycznego dziedzictwa)?

– Lewica nie jest potrzebna mnie, bo nie chodzi tutaj o moje własne sentymenty. Faktem jest, że z grubsza 25 proc. mieszkańców Polski głosuje za opcją lewicową i to twardo lewicową. Nie jesteśmy pierwszym krajem, w którym takie zjawisko występuje i nie można udawać, że lewica nie istnieje. Warto zatem doprowadzić do tego, by istniała rzeczywista możliwość wyboru. Wybór, który istnieje obecnie – poprzez związki lewicy z tradycją sowiecką – stwarza u obywateli poczucie zagrożenia, że wybierają byt nie do końca suwerenny.

 

Zawsze pragnąłem, by powstała RP, a nie RPRL. Powtarzam jednak, że polityka jest sztuką możliwego. UPR, która bardzo konsekwentnie chciała lustracji i dekomunizacji, była współautorką rozwiązania lustracyjnego, które w wykonaniu ministra Macierewicza lustrację skompromitowało. Dzisiaj można robić w Polsce taką dekomunizację, jaka jest możliwa. Jeżeli partii postkomunistycznej udało się doprowadzić do swojej legitymizacji, to nie zawrócimy biegu wydarzeń. Nie wykluczymy z życia politycznego kogoś, kto uzyskał mandat społeczny i ludzie na niego głosowali nawet po tym, jak sam zadeklarował, że był agentem peerelowskich służb specjalnych. Wydaje się, że za późno jest na ustawowe wyeliminowanie z życia publicznego – dajmy na to na 10 lat – sekretarzy KC PZPR. Nie jest jednak za późno na wykreślenie takich osób ze służby cywilnej, oraz na przeprowadzenie lustracji w całej służbie cywilnej i dyplomatycznej. To są normalne, zachodnio-europejskie procedury, które i u nas muszą obowiązywać.

 

– Nawiążę do kwestii lustracji. Po obaleniu rządu Olszewskiego – bronił Pan tego rządu. Teraz wypowiada się Pan o nim bardzo cierpko; dotyczy to także inicjatywy lustracyjnej z 1992 roku.

– Ma pan złą pamięć. Po trzech miesiącach pełnienia funkcji doradcy premiera, zrezygnowałem z tej funkcji zanim premier swoją lustrację rozpoczął. Krytykowałem premiera za to, że nie umiał zbudować koalicji zdolnej do dokonania przełomu, który zadeklarował jako cel działań. Premier mógł – poprzez prawicę dzisiejszej UW – wejść z tym środowiskiem w sojusz. Wybrał jednak zachowanie coraz bardziej sekciarskie i ortodoksyjne – czyli budowę opcji mniejszościowej, która skazała go na klęskę. Poza tym uważałem, że rząd jest inercyjny i zajmuje się głównie pompatyczną frazeologią. Mówiłem premierowi wprost o fatalnej organizacji w jego otoczeniu, a mój list rezygnacyjny był publiczny. Postępuję zatem bardzo konsekwentnie.

 

– Doskonale pamiętam Pana list. Chodzi mi o to, że po upadku rządu, krytykował Pan przede wszystkim tych polityków, którym na takim finale zależało.

– Broniłem celów, a nie sposobów. Nie zgadzam się zatem z ówczesnymi protestami przeciw lustracji – uważam, że lustracja była potrzebna. Niemniej, w kategoriach polityki realnej – można było przewidzieć ten opór i być pewnym upadku. Płynie stąd wniosek, że nie należało w taki sposób postępować, bo było to postępowanie nieskuteczne. Trzeba się zdecydować: czy wykonuje się pompatyczne lub kabaretowe demonstracje – czy też chce się doprowadzić do pewnych faktów dokonanych. Jest to bardzo istotne rozróżnienie. Obecnie czeka Polskę szereg bardzo trudnych reform – w dziedzinie administracji publicznej, edukacji, ochrony zdrowia, funduszy ubezpieczeniowych, reprywatyzacji i powszechnego uwłaszczenia czy podatków**. I nie chodzi o to, jak te reformy zrealizować w sposób idealny z punktu widzenia głównych zwolenników. Chodzi o to, by mieć pewną wizję, przyjąć model roboczy, wcielić go w życie, a następnie – korygować ten model roboczy. Tak się robi na całym świecie i jest to jedyna droga do politycznego sukcesu.

 

– Zadam teraz pytanie ostatnie: jak Pan sobie wyobraża przecinanie PRL-owskiej pępowiny, skoro automatyczne eliminowanie z życia politycznego ludzi PZPR nie jest możliwe – nawet w przypadku sekretarzy KC?

– W momencie, kiedy mają już legitymację wyborców – nie jest możliwe.

 

– Jaki zatem byłby praktyczny skutek dekomunizacji?

– Dokładnie taki, jaki był w Czechosłowacji. Chciałem panu przypomnieć, że w Czechosłowacji uznano ustrój komunistyczny za nielegalny, a jednocześnie partia, która była ortodoksyjnie komunistyczna (bo nawet nie postkomunistyczna) – była traktowana pobłażliwie – jak klub ichtiozaurów. Ważny jest sam fakt, że ustrój komunistyczny został tam napiętnowany. W konsekwencji, wszystko co się stało w przeszłości w warunkach zalegalizowanego bezprawia, moralnie obciąża tych, którzy w tym uczestniczyli. Nie oznacza to, że można sądzić ludzi na zasadzie zbiorowej odpowiedzialności. Usunięto jedynie – jak mówi prof. Brzeziński – zbiorową nieodpowiedzialność. Ludzi sądzi się za czyny, ale społeczeństwa i narody oceniają także ustroje, w których żyły, przemoc której doznawały i reżimy, które im narzucono. Chodzi o akt sprawiedliwości, dzięki któremu będzie wiadomo, czy było się po stronie prześladowanych czy prześladowców. Nie zmienia to faktu, że jedni i drudzy zdawali w tym kraju maturę, kończyli studia, posługiwali się takimi samymi paszportami i dowodami osobistymi. Akt – o którym mówię – nie spowoduje, że te dowody, paszporty, matury czy wyższe studia staną się złe, dlatego że były PRL-owskie. Nie: złe było to, że nie mieliśmy wolności wyboru. Złe było to, że marnowano energię społeczną i kapitał intelektualny Polaków. Miarą tego, jak marnowano – jest te dziewięć lat wolnej Polski, kiedy wszystko dzieje się inaczej, szybciej i lepiej. A czy doskonale? – Nie, bo nie jesteśmy doskonali.

 

– W kategoriach polityki realnej...

– Poprzednie pytanie miało być ostatnim!                  

 

– Rzeczywiście, chciałbym jednak wyjaśnić kwestię dekomunizacji do końca. Myślę, że wystarczą na to trzy minuty. Czy w kategoriach polityki realnej inicjatywa posła Niesiołowskiego (chodzi o uznanie PZPR za organizację przestępczą) – nie spali na panewce?

– Wydaje mi się, że będziemy musieli wypracować jakąś formułę, która zadowoli naszych koalicjantów z Unii***. Miejmy nadzieje, że ten kompromis będzie kompromisem politycznym, ale nie moralnym. Podkreślam: politycznie problem jest już w olbrzymim stopniu nie do załatwienia. Ma jednak swój aspekt moralny i ma aspekt rzutujący na prawo. Dekomunizacja pozwoli – za pomocą jednej klamry – zakwestionować część aktów komunistycznego bezprawia. Pozwoli też usunąć pozorną ciągłość państwowości polskiej po upadku komunizmu. Ta ciągłość musi – rzecz jasna – zostać pod pewnymi względami utrzymana (np. w zakresie zadłużenia zagranicznego). Podobnie, jak była pewna ciągłość pomiędzy okresami funkcjonowania administracji rozbiorowej i administracji porozbiorowej w 1918 r. Żyjąc na pewnym terytorium i mając pewne – państwowe czy półpaństwowe – ramy, nie można tego po prostu wymazać gumką. Takie skrajne ujęcie powoduje, że sama idea lustracji i dekomunizacji zamienia się w groteskowy odwet, za to, że za wcześnie się urodziliśmy. Tymczasem najważniejsze, że naród nie zrezygnował z obrony swej wolności i dzięki temu jesteśmy tu i teraz na tyle wolni, na ile potrafimy to sami ze sobą ustalić.

 

– Bardzo dziękuję za rozmowę.

 

Rozmawiał PIOTR KAIM


Przypisy

 

*Przeprowadziłem ten wywiad ... wiosną 1998 r., kiedy byłem młodym-zdolnym reporterem tygodnika „Najwyższy Czas!”. Wywiad ukazał się w „NCz!” w numerze 12/1998 pod oryginalnym tytułem „O polityce realnej i klubie ichtiozaurów”. Czesław Bielecki był wówczas posłem i prezesem Ruchu Stu, który wchodził w skład Akcji Wyborczej Solidarność (AWS). Publikując rozmowę po raz drugi, wyciąłem cztery pierwsze pytania, które dotyczyły siły Ruchu Stu oraz jego konkurencji z bliskim programowo SKL. Uznałem, że nie są to sprawy, które byłyby szczególnie interesujące dzisiaj. Dla fanatyków historii AWS, przedstawiam te cztery pytania w pierwszym komentarzu pod wpisem.

 

**Jak się później okazało, reforma uwłaszczeniowa w ogóle nie została uchwalona, zaś reforma reprywatyzacyjna i podatkowa – zostały skutecznie zawetowane przez prezydenta Kwaśniewskiego.

 

*** Dnia 18 czerwca 1998 r., a więc dwa miesiące po tej rozmowie, kluby AWS i UW doprowadziły do przegłosowania sejmowej uchwały „w sprawie potępienia totalitaryzmu komunistycznego”. Uchwała zawierała deklaracje, które wykazywały wiele podobieństw do koncepcji dekomunizacji przedstawionej przez posła Bieleckiego.

 

 

     

   

 

 

NAJLEPSZE WPISY Jarosław Kaczyński nic już (raczej) nie osiągnie http://szerokierondo.salon24.pl/293312 Tomasz Sakiewicz wśród narodu właściwego http://szerokierondo.salon24.pl/263323 Radio Kraków: Korwin-Mikke kontra Margaret Thatcher http://szerokierondo.salon24.pl/195450 Dowcip Bielana: prezydent USA uchyla się od prawyborów !?!? http://szerokierondo.salon24.pl/165255 Wszystkie wolty Marka Jurka http://szerokierondo.salon24.pl/187020 Władysław V: Pieśń o zatrzymaniu Kaczora http://szerokierondo.salon24.pl/192332 Jarosław, kolega dr Migalskiego http://szerokierondo.salon24.pl/182447 (Gen. Franco + Bellona) = tortury dla czytelników http://szerokierondo.salon24.pl/167932

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka