W ostatnim czasie zaroiło się od tekstów podsumowujących mijający rok. Jednym z tych tekstów był komentarz Tomasza Sakiewicza, redaktora naczelnego „Gazety Polskiej”. Pan redaktor słusznie zauważył, że rok 2010 był fatalny; z drugiej jednak strony był to rok, który pozostawił po sobie „coś, co jest wartością nieprzemijającą”: jest to „ogromna ludzka wspólnota ogarniająca kilka milionów osób”.
Niestety, jej opis, jaki dostajemy od pana Sakiewicza, jest mocno niekonkretny. Dowiadujemy się tyle, że ludzie należący do wspólnoty są „obolali i smutni”, ale za to coraz lepsi. Poza tym są w mniejszości, ale jest ich coraz więcej i należy do nich sam Tomasz Sakiewicz. Nie bez znaczenia jest fakt, że ludzie wspólnoty „chcą czegoś dla Polski” i dzięki temu odróżniają się od innych, którzy „głównie żądają różnych rzeczy od Polski”, a „najbardziej chcą świętego spokoju.”
Nie będzie chyba wielkim nadużyciem, jeśli przetłumaczymy te ogólniki na język konkretów. Opiewana przez Sakiewicza wspólnota to ludzie, którzy popierają PiS, kibicują prezesowi Kaczyńskiemu i podzielają poglądy, jakie – w sprawie katastrofy smoleńskiej – lansuje „Gazeta Polska”. Nawiasem pisząc, są to poglądy równie niekonkretne, jak opis wspólnoty „ogarniającej kilka milionów osób”. Ich istotą jest „niewykluczanie”: autorzy „GP” nie twierdzą, że prezydencki samolot runął na skutek zamachu, ale potępiają każdego, kto tę HIPO-tezę „wyklucza”.
Wiemy zatem – przynajmniej w przybliżeniu – czym się charakteryzuje kilkumilionowa wspólnota, która jest „nieprzemijającą wartością”, pozostałą po kończącym się roku. Z drugiej strony, wspólnota ciągle ma pewien defekt, bo brak jej nazwy. Określenie „zwolennicy PiS” pomniejszałoby jej znaczenie, bo mogłoby sugerować, że wspólnota nie jest żadną nową jakością, skoro PiS miało swoich zwolenników także wcześniej. A tymczasem, jak zapewnia pan Sakiewicz, nowa jakość na pewno powstała.
Na szczęście jego wywody – bardzo niekonkretne, gdy chodzi o opis poglądów łączących wspólnotę – dają całkiem dokładne wskazania, jeśli chodzi o jej nazwę. Jak pisze pan Sakiewicz, „musimy przyzwyczaić się do tego, że w Polsce żyją ludzie, którzy stanowią właściwy naród, i jest naród, który nie posiada właściwości.” (pogrubienie – S.Ż.)
„Ludzie, którzy stanowią właściwy naród” to oczywiście nowa wspólnota, zaś „naród, który nie posiada właściwości” to cała reszta. Mamy zatem roboczą wersję szukanej nazwy. Ilekroć usłyszymy cokolwiek o szlachetnej wspólnocie powstałej w 2010 r., możemy rozumieć, że chodzi o „ludzi, którzy stanowią właściwy naród”. Mały kłopot polega na tym, że to określenie jest bardzo długie, więc może być kłopotliwe, kiedy człowiek musi coś szybko krzyknąć w studiu telewizyjnym albo np. na wiecu z pochodniami. Mam zatem wniosek racjonalizatorski: zamiast używania długaśnego zwrotu „ludzie, którzy stanowią właściwy naród”, mówcie o „prawdziwych Polakach”. Sens chyba ten sam...?